wtorek, 26 lutego 2013

Kiełki

Trochę niesamowite zdjęcie Luny zrobione przez Wojtka

Kiełkownica



Koty pilnują domu z antresoli
Zrobiłam przymiarkę do odchudzania. Kupiłam kiełkownicę i... to działa! Kiełki znaczy rosną i są pyszne. wg Chińczyków nie należy zaczynać odchudzania przed równonocą wiosenną, bo w zimie organizm jest nastawiony na gromadzenie. Ale się przymierzam. 

czwartek, 21 lutego 2013

A w Wawie ciągle zima

Poszłam z Luną do weta. Nie mamy jeszcze transportera więc wsadziłam ją za pazuchę. Miauczała okropnie, ale wyglądała ciekawie na świat. Ma rujkę więc trzeba było ją zbadać. Wader został w domu. Po powrocie Luna go szukała, a ten siedział cicho jak mysz pod miotłą.
W końcu okazało się, że zaszył się w najdalszym kącie antresoli z miną: "Nie wiem, co jej zrobiłaś, ale mnie nie dostaniesz!". No po prostu tchórz!
Luna dostała zastrzyk, ale zanim zacznie działać trzeba koty izolować od siebie, zwłaszcza w nocy. Śpimy więc przy akompaniamencie miauków.
Tymczasem na świecie zima. Las Bielański piękny i czarno-biały!
Wybieram się na film "Sugar Man" i znowu na warsztaty pracy z ciałem. Ale to dopiero 2-3 marca.
Dostałam ciekawą pracę - XIX wieczny rękopis jakiejś szlachcianki - kawałek po francusku. najpierw muszę rozszyfrować jej charakter pisma, a potem przetłumaczyć! Ciekawe!





 

niedziela, 17 lutego 2013

Dzień kota

Podobno dziś dzień kota. Więc dobry moment na wielki powrót do pisania bloga.
Dużo się działo, oj działo! Najpierw, prawie przez cały styczeń byłam chora (hemoroidy). Strasznie bolesne. Lekarz postraszył mnie operacją więc postanowiłam dać sobie szansę i najpierw się wyleczyć metodami tradycyjnymi, zanim dam się pokroić. Nawet zadzwoniłam do jakiejś zielarki - siostry zakonnej - która przysłała mi trzy butelki ziół i przepis na następne. Raczę się nimi do dziś.
Poszłam też na mszę świętą o uzdrowienie i dzięki temu odzyskałam jakąś duchową równowagę. Wreszcie! Znalazłam własną przestrzeń na modlitwę.
Potem były ferie - doczołgałam się do nich resztką sił i potrzebowałam tygodnia, żeby wrócić do formy. Później dopiero mogłam zacząć snuć jakieś plany na przyszłość. Zacząć coś nowego, coś zmienić.
Zbieram się od odchudzania, na przeszkodzie stają mi jednak wafle chałwowe - pycha!!! - które dostaliśmy w ilościach hurtowych. Tłumaczę sobie, że pewnie potrzebuję sezamu, ja - kobieta w klimakterium, a chałwa wszak z sezamu jest. Cóż, uwielbiam chałwę i cukierki lukrecjowe i basta.
A teraz największa zmiana - od 2 lutego nasz dom powiększył się o Lorda Wadera i Lunę. Długo szukaliśmy kota - a właściwie dwóch kotów, dla towarzystwa. Ludzie jednak zadawali nam takie pytania, jakbyśmy szukali nie kotów, a dzieci - czy mamy zabezpieczone okna, czy koty będą wychodzić, itd. Byliśmy nawet w schronisku na Paluchu - traumatyczne przeżycie. W końcu udało się. Znaleźliśmy normalnych ludzi, którzy oddawali zwykłe małe kociaki - brata i siostrę. Luna to ciekawska pieszczocha, a Wader (kto zna Wojtka wie, dlaczego Wader) jest ostrożny i leniwy. Idzie zawsze dwa kroki za Luną. Koty cudnie się bawią i pędzą sobie na pomoc, gdy któryś miauczy. Odkąd nauczyły się wchodzić na antresolę śpią z dziećmi. Szybko się zorientowały, że dzień zaczyna się 6.30 i o tej porze stawiają się przy miskach. Więc sobotnie i niedzielne poranki są dość wczesne - niestety! 

Oto Luna

Lord Wader

kocie pozy

kocie spanko


środa, 2 stycznia 2013

Kapcie

Nowy rok. Pierwsza rzecz, która zrobiłam to kapcie dla mojej córki. Kapcie hobbita, chociaż hobbici chodzili boso. To może tym bardziej kapcie hobbita?? W każdym razie jedna z niedokończonych rzeczy z ubiegłego roku została wykonana. To optymistyczne. Oby tak dalej. Postanowiłam schudnąć (żeby zadbać o chore kolana) - zmienić dietę. Zaraz, miałam nikomu o tym nie mówić. Lepiej mi wychodzi to, co zostawiam sobie w tajemnicy! Postanowiłam cieszyć się życiem i przypominać sobie o tym jak najczęściej! Tu i teraz, bo przecież po co myśleć, że zaraz ferie, potem wiosna itd. a tu i teraz umyka i mija na oczekiwaniu. Postanowiłam polubić siebie! Najtrudniejsze! Nie przejmować się pracą (za bardzo!), a właściwie jej marnymi efektami! Zadbać o zdrowie! Pojechać do Edynburga i do Tamanraset! To ostatnie wydaje się mało realne, ale może...kto wie? Z kapciami się udało.




  

niedziela, 30 grudnia 2012

Życzenia

Życzę sobie i wszystkim moim przyjaciołom, i znajomym, i uczniom
radości z życia,
umiejętności dostrzegania piękna i dobra w małych rzeczach,
umiejętności wybaczania sobie,
podążania za marzeniami,
widzenia własnej wartości, bo każdy z nas jest fascynującym wszechświatem,
akceptacji własnych ograniczeń, bo nikt nie jest samowystarczalny i na szczęście potrzebuje innych wokół siebie,
rodziny i bliskości i przyjaźni i kumplostwa i pasji i żywych uczuć i cieszenia się z tego, co jest.  

czwartek, 27 grudnia 2012

Święta i po...

Przed - cudowna zima, mróz i śnieg. Potem... sami wiecie jak. Cieplutko, ale można za to pójść na dłuższy spacer. Nie często mam okazję spacerować wieczorem, ot tak, dla samej przyjemności. Raczej pędzę z jednej pracy do drugiej. A teraz proszę - wolne aż do 3 stycznia. Marzenie. Tymczasem w pierwsze święto budzę się i moja pierwsza myśl... o szkole, czyli o pracy - horror. Trudno wyhamować, coraz trudniej. Ale jednak się daje. Praca nad sobą!!
Dzieci z Edynburga przyjechały. Makowce upieczone, sernik pyszny, pierniczki polukrowane, tort urodzinowy Kasi na 25 grudnia - znakomity. Prezenty rozdane (piękne!). Jak co roku po wigilii rozkładamy na stole ogromne puzzle i aż do Nowego Roku, wszyscy goście i my sami - układamy, układamy. Dobrze, że stół wielki.
Dziś poszliśmy na lodowisko pod Pałac Kultury. Adaś obtarł sobie kostki, więc nie spędziliśmy tam dużo czasu, ale za to jak przyjemnie!





Wszystkiego najlepszego córeczko!

    

środa, 12 grudnia 2012

no i jest

Dziś 12.12.12 do Wigilii 12 dni. W perspektywie Świąt nawet śnieg i mróz wydaje się piękny. Jeszcze chwila i ferie. Wszyscy są zmęczeni, nauczyciele i uczniowie, a teraz najgorszy czas kartkówek i sprawdzianów. Źle jest urządzona ta szkoła. 2 tygodnie ferii jesienią, jak we Francji, to dobry pomysł.
Moja najlepsza przyjaciółka ma nowotwór. Wierzę, że do ogarnięcia i wyleczenia i spełnią się nasze marzenia o domku nad oceanem w Portugalii na starość. Boże, jak to zmienia perspektywę. Nagle każdy dzień nabiera sensu, nie ma już spraw na później, wszystko jest ważne i nie ma co narzekać. Chcę cieszyć się życiem, przypominać sobie o tym jak najczęściej, że warto, że można. Przypominać sobie...

Wróć po mnie...

Czekam już tyle lat...

Optymista... ja odstawiłam mój rower do wiosny


Najpierw Bóg a potem ludzie wymyślili grafikę